poniedziałek, 1 marca 2010

Buenos c.d.

Dzisiaj nasz ostatni dzien w Bs As. Jutro rano lecimy na podboj Ziemi Ognistej i Patagonii. W Ushuaii planujemy jak na razie spedzic 3 noce. Pozniej zaczniemy sie przemieszczac powoli na polnoc uciekajac przed nadciagajaca jesienia. Jak na razie pogoda nie nastraja zbyt optymistycznie, bo slonca jest na poludniu Argentyny niewiele, a i temperatury oscyluja poki co w granicach 10 stopni. Bilet lotniczy z Buenos do Ushuaii zarezerwowalismy jeszcze przed wyjazdem i kosztowal nas 125 euro za osobe. Lot potrwac ma ponad 3,5 godziny a ladowanie na przyladku Horn jest podobno zawsze ciekawym przezyciem, ze wzgledu na wiejace tam nieustannie wiatry. Podroz autobusem kosztowalaby nas pewnie kolo 100 euro, ale zabralaby prawie 2 dni. Wybor byl wiec bardzo prosty.
Buenos Aires to olbrzymie miasto. Jest jednak polozone zupelnie inaczej niz Rio de Janeiro. Nie ma tutaj gor wyrastajacych prosto z morza ani przepieknych okolicznosci przyrody. Jest generalnie bardzo plasko i na tle nieba wybijaja sie tylko wysokie budynki mieszkalne lub biurowce.

 Puerto Madero - dawna portowa dzielnica, dzis pelna drapaczy chmur i biurowcow miedzynarodowych koncernow. Fotka z dedykacja dla Van Lesiaka :)

Jak juz wspomnialem pogoda na poczatku pobytu nas nie rozpieszczala, ale po 3 dniach niebo wypogodzilo sie i kreska na termometrze zaczela docierac do przyjemnych 25-28 stopni. W takiej temperaturze naprawde da sie zyc, nawet gdy slonce jest w zenicie. Mimo to miedzy 12 a 16 wiekszosc sklepow jest zamknieta na tradycyjna sieste, czego raczej nie bylo w Rio.
Wedlug mnie na zwiedzanie stolicy Argentyny, przy dobrej pogodzie, spokojnie wystarczy tydzien. Wliczam w to nawet jednodniowy wypad do Urugwaju, do Colonia del Sacramento. Niestety nam nie udalo sie go zaliczyc, poniewaz wszystkie tanie bilety (58 pesos w jedna strone, czyli jakies 12 euro - 1 euro to troche ponad 5 pesos) byly wyprzedane, a na te za 150 pesos (30 euro) nie chcielismy sie porywac. Urugwaj zostawiamy sobie w takim razie na nastepny raz :)

 Plaza de Mayo z balkoniku z ktorego swoje plomienne przemowienia wyglaszaja kolejni wladcy Argentyny.

"Malwiny sa argentynskie". Na Plaza de Mayo weterani wojenni i zolnierze protestuja przeciwko angielskim planom wydobycia ropy w okolicy Falklandow.

Bardzo dobra opcja przy zwiedzaniu Buenos jest bus turystyczny, ktory zaczyna swoja trase niedaleko Plaza de Mayo. Bilet 24 godzinny kosztuje 50 pesos (10E) a 48 godzinny 60 pesos (12E). Jego trasa przebiega przy wszystkich glownych atrakcjach w miescie i ma 12 albo 13 przystankow.

Czesty widok w Capital Fedaral (jak mowia o Buenos Argentynczycy) - wyprowadzacze psow :) Jeszcze czestszym widokiem sa tony psich odchodow na chodnikach... :P

Na przystankach mozna wysiasc pozwiedziac okolice i wsiasc do nastepnego busa. Bilety mozna kupic w autobusie i na pierwszym przystanku, a przejechanie calej trasy to okolo 3 godziny.. Wybralismy ze wzgledu na cene i wartosc bilety 48 godzinne. Pierwszego dnia przejechalismy cala trase z przystankiem w dzielnicy Recoleta. Jest tam cmentarz dla zasluzonych obywateli Argentyny. Leza tam miedzy innymi prezydenci, zolnierze, politycy. To wlasnie tam jest pochowana Evita Peron, do ktorej grobu ustawia sie kolejka, tylko po to by pstryknac fotke... Sam cmentarz wyglada jak male miasteczko z waskimi uliczkami. Groby, to raczej kaplice i mauzolea z niesamowitymi wykonczeniami mistrzow rzezbiarstwa.
Recoleta
Z okien turystycznego autobusu mozna zobaczyc miedzy innymi kwiatka napedzanego promieniami slonecznymi (sklada platki w nocy)

Drugiego dnia wysiedlismy w dzielnicy Boca. Wiadomo, Boca Juniors, stara dzielnica emigrantow, Caminito i figury wystajace z okien domow. Dla mnie to byla kompletna porazka! Po pierwsze, nie lubie Boca Juniors - wole River Plate. Po drugie, Caminito to ulica mierzaca jakies 100 metrow i jest na niej mniej wiecej tyle straganow ile metrow sobie liczy. Totalna komercaj, naganiacze do kazdej restauracji, a ceny... Lepiej nie wspominac! Za mix z grilla na Boce zaplacilem 50 pesos (10E), a mimo to na moim talerzu bylo jeszcze mnostwo wolnego miejsca - porcja dla dzieci chyba. Po prostu rozpuscila na Argentyna, bo za tenze sam mix placi sie normalnie 35-40 pesos (do 8E) i starczy dla 2 osob. Ten z Boca ledwo mnie obsluzyl... Za wszystko tam sie placi. Free tango show? Zapomnijcie! Tancerze podchodza z kapeluszem po pokazie i ani sie wazcie wrzucic mniej niz 20 pesos, bo dostaniecie pokaz argentynskiego oburzenia. Na Boce mozna spedzic wedlug mnie maksymalnie 15 minut i jak najszybciej stamtad jechac w inne rejony. 

Caminito na Boce.
My jednak jeszcze na Boca wrocilismy i tym razem pobyt byl bardziej udany. Pojechalismy w piatek wieczorem na mecz Boca Juniors - Estudiantes La Plata. Seba kupil koszulke Boca Juniors, wiec sila rzeczy kibicowal Boca. Marta byla chyba neutralna, Aga kierowana swoja dawna miloscia do Juana Sebastiana Verona kibicowala Estudiantes. Niestety ku jej rozpaczy Veron nie pojawil sie na boisku :( Ja bylem pelen zrozumienia dla naszego opiekuna na meczu. Byl nim Matias - zagorzaly kibic River, ktorego tylko praca zmusza do wypadow na mecze Juniors. W czasie gdy caly stadion stal, skakal lub spiewal, czyli mniej wiecej przez caly mecz, Matias siedzial i klepal cos na komorce :) Trzeba jednak przyznac, ze doping na Bombonerze robi wrazenie. Zaczyna sie kilka minut przed mecze, jeszcze podczas meczu rezerw, a konczy kilka minut po ostatnim gwizdku. Caly czas jest spiew, podskoki i zagrzewanie druzyny do walki. Poziom pilkarski ligi argentynskiej jest taki, ze zaden z naszych reprezentantow nie poradzilby sobie ani wydolnosciowo ani technicznie. Nawet Riquelme spacerujacy po boisku przez wiekszosc meczu, potrafi przyspieszyc i robi z pilka rzeczy o ktorych przecietny Smolarek moze pomarzyc! 


La Bombonera w pelnej krasie!
Mecz przebiegal bez historii. Karny, wykorzystany (przy drugim podejsciu. za pierwszym razem za szybko zawodnicy wbiegli w pole karne) przez Palermo, w pierwszej polowie ustawil gre na reszte spotkania. Boca madrze sie bronila a Estudiantes cisneli cala druga polowe. Wyrownali w 90 minucie i ku mojej, Agi i Matiasa radosci mecz skonczyl sie remisem! :)
Przed chwila odwiedzil mnie podczas pisania Sebastian. Wlasnie sie obudzil... Pytalem czy ma kaca... Powiedzial, ze chyba nie, bo przeciez wypil wczoraj maksymalnie 4,5 piwa.... Uswiadomilem mu, ze te 4,5 piwa to faktycznie 4,5 litra piwa, bo chyba o tym zapomnial. No wlasnie, piwo w Argentynie... Najpopularniejsze butelki maja litr pojemnosci.... Koszt takiego cudenka to jakies 4 pesos plus 2 pesos za butelke zwrotna (niewiele ponad 1 euro w sumie) . Najtansze i wcale nie najgorsze jakie znalazlem kosztowalo 2,80 pesos za litr piwa, co daje mniej wiecej cene 1 zloty za pol litra :) Najpopularniejszy jest Quilmes Cristal, troche slabszy od naszych polskich browarow, ale bardzo smaczny. Mozna tez tutaj dostac piwa typu stout - ciemne i ale - czerwone (te sa mocniejsze, okolo 6%).
Koniec pisania, czas cos wypic! :)

Michal