poniedziałek, 5 lipca 2010

Tahiti

Poza lezakowaniem na plazy i wydawaniem w hurtowych ilosciach ciezko zarobionych pieniedzy wiele tam sie nie da robic. Wszystkie ceny sa przystosowane do portfeli zamoznych Europejczykow i Amerykanow. Dla przecietnego turysty z plecakiem jest to miejsce raczej malo dostepne, mimo ze piekne.
Spedzilismy kilka dni na plazy w okolicy najlepszego miejsca do surfingu na swiecie. Plaza nie byla wcale taka rajska, komary i muszki piaskowe tez nas nie oszczedzaly. Nasz domek polozony byl nad samym oceanem i nad ranem przechodzily sobie kolo niego konie. Do samego pensjonatu dostac sie mozna bylo tylko motorowka ogladajac po prawej burcie olbrzymie fale roztrzaskujace sie o rafe. Generalnie czas spedzony na nic nie robieniu, czytaniu ksiazek (w desperacji nawet za "Kod Da Vinci" sie zlapalem!) lub ogladaniu "Wire" na kompie (Marta) oraz jedzeniu egzotycznych owocow z ogrodka. Slodkie lenistwo, czyli cos dobrego na maksymalnie tydzien.
Warto tez nadmienic, ze mimo pelnej dostepnosci ryb i owocow ich ceny wcale nie sa tak niskie. Poza tym diety skladajacej sie z powyzszych na pewno nie stosuja tubylcy, ktorzy swoimi rozmiarami w niczym nie przypominaja pocztowkowych okazow. Skoro juz o jedzeniu mowa, to kto nie mial jeszcze okazji niech sprobuje steka z tunczyka, pycha!
Ostatnia noc spedzilismy na lotnisku i wczesnym porankiem dnia nastepnego polecielismy dalej...


Moj "ulubiony" sport, czyli nudzacy sie nawet kajakow sie chwyta.

Nasz domek na plazy widziany z przystani, czyli jedynej drogi ucieczki :)

Kolorowe jarmarki z wielkimi kawalami tunczyka na pierwszym planie.

Michal

1 komentarz:

  1. Witam.Widze , ze wedrojecie wzdluz 30 rownoleznika.Jak niegdys dzieci Kapitana Granta z powiesci Juliusza Verne.Pozdrawiam. Wujek Janusz.

    OdpowiedzUsuń