piątek, 12 lutego 2010

Będą zdjęcia , będzie wiecej zdjęć :-)

Po kilku dniach ciszy jest o czym pisać, chociaż wiemy że najlepiej się ogląda zdjęcia, a nie czyta :-) Przez ostanie 3 dni było intensywnie, dużo zwiedzania, dużo piwa i "czil ałt" na plaży.
Ekipa prawie w komplecie, kolejne ofiary aklimatyzacji i przestawienia żołądków na tryb południowoamerykański, na szczęście obyło się bez ofiar:) na takie dolegliwości najlepsze jest dobre sranie :-) Siba Łiczer, niektórym znany również jako Sebastian aka Diabeł, dzisiejszy dzień spędził w łóżku w hostelu z gorączką, wykazując lekkie objawy udaru.

Po cudownym ozdrowieniu "Michcia"* wybraliśmy się do faveli - największej w Rio, mieszka tam ok. 250 tys. ludzi. Oczywiście wszystko z przewodnikiem, bo "gringo" (czyt. białasy) raczej nie są mile widziani i może się skończyć niefajnie. Było dwóch odważnych którzy sami się tam zapuścili, zostali zaczepieni przez jakichś gości, ale znali portugalski i naściemniali że są na misji i uczą angielskiego w favelach. Puścili ich.
O favelach można pisać godzinami, jednak żadne słowa czy zdjęcia nie oddadzą tego widoku i specyficznej atmosfery. Będąc w tym miejscu nabiera się dystansu do wszystkiego i zaczyna się doceniać co się ma (zresztą to odczucie towarzyszy nam obserwując ulice Rio, nie tylko w favelach).Ludzie żyją w skrajnym brudzie, smrodzie, bez żadnych wygód. Prąd i woda włączane są kilka razy w tygodniu. Jest jedna ulica główna, która prowadzi na szczyt faveli (budynki są jakby wklejone we wzgórze), stamtąd wchodzi się w wąskie przejścia, którymi poruszają się wewnątrz faveli. My wjechaliśmy na samą górę( z miejscowymi na motorach, bo samochody, autobusy nie mają prawa wjazdu na favele), a poźniej schodziliśmy w dół tymi właśnie korytarzami. Budynki tam to tylko ściany, nie ma drzwi, okien, toaleta to luksus. Niewyobrażalne warunki dla przeciętnego Kowalskiego żyjącego ze średniej krajowej, mieszkającego w niewielkim ale przytulnym mieszkaniu, na które ma kredyt, który będzie spłacał przez następne 30 lat :) Ludzie mieszkający tam są biedni, ale szczęśliwi. Nie wiem, czy dlatego, że nie znają innego życia, czy dlatego że bycie nieszczęśliwym mogłoby pogorszyć sytuację, a na pewno niewiele by zmieniło. Nie wszyscy żyją tam bo nie mają innego wyjścia. Niektórzy są tam z własnego wyboru, często mają niezłą pracę w centrum Rio, a jednak wybierają życie w favelach, również dlatego że życie tam jest bardzo tanie. Zdjęcia można robić tylko na sygnał przewodnika, nie wolno fotografować gości z bronią ( handlarze narkotyków, ochroniarze szefów gangów). Wieczorami wjazdów do faveli strzeże policja. Policja w Rio to osobny temat . Nadmienię tylko, że poruszają się w pełni uzbrojeni, z wielkimi karabinami, kamizelkach kuloodpornych itp.

Po "odwiedzinach" faveli pojechaliśmy na Jezuska ( Corcovado). Nie będę wiele pisać, zobaczycie na zdjęciach. Robi niesamowite wrażenie, widok zapiera dech w piersiach. Jezuska widać chyba z każdego punktu w Rio. Chyba wtedy naprawdę uwierzyliśmy, że jesteśmy w Rio de Janeiro...
Następnego dnia byliśmy na Sugar Loaf (głowa cukru, Pao de Acucar). Kolejny piękny punkt widokowy z panoramą na całe Rio. Dużo zdjęć, które umieścimy za 2 dni po dotarciu do Puerto Iguacu. Obiecujemy, że w następnym poście nic nie będziecie musieli czytać, będą tylko zdjęcia.

Popołudniu wybyliśmy na plażę Ipanema, fale były wysokie, a Michcio * czuł się jak ryba w wodzie, dosłownie!! Wystarczy, że dodam, że ma dzisiaj zakwasy od walki z falami :) Reszta ekipy była mniej twarda i po kilkakrotnym powaleniu przez fale i nałykaniu się cholernie słonej wody z oceanu poprzestalismy na budowaniu zamków z piasku i taplaniu się na samy brzegu :-) czas umilaliśmy sobie popijając Caipirinha'e, orzeźwiającego i mocno uderzającego do głowy drinka z limonki, skruszonego lodu i wysokoprocentowego "ichniego" alkoholu. Zostaliśmy tam aż do zachodu słońca, przepięknego na marginesie. Nic więcej na ten temat nie napiszę, bo jestem dzisiaj wcale nieromantyczna :-)
Wieczorem zrobiliśmy zapas piwa, ciepłego niestety, co w połączeniu z 35 stopniowym upałem nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale po kilku drinkach na plaży i dwóch piwach w hostelu przestało nam zupelnie przeszkadzać :-) Wróciliśmy do hostelu i do późna obserwowaliśmy jak bawią się miejscowi Carioca oraz socjalizowaliśmy się z innymi hostelowiczami.

Dzisiaj, czyli w piątek był nasz ostatni dzień w Rio. Wstaliśmy późno i wybraliśmy się na niesamowitą dzielnicę Rio zwaną Santa Teresa.
Później pojechaliśmy na Maracana, największy i słynny na całym świecie stadion. Wrażenie średnie, dość zaniedbany, ale mają go odnawiać na mistrzostwa świata, wiec wtedy wrażenie na pewno będzie lepsze.

Tyle na dzisiaj, zdjęcia za 2 dni, będziemy w autokarze 24 godziny od jutra, więc chwilowo znowu na blogu będzie cisza.

* Michcio - pseudonim nadany Michałowi przez Jartę, który uwielbiamy wszyscy, lecz Michcio troche mniej :-)

3 komentarze:

  1. Proponuje nawiazac kontakt zredakcja Poznaj Swiat.Moze zechca drukowac tresc Twojego gloga.Wrocisz ,dostaniessz kase.Adres ul.Walecznych 40/5 . 03-916 Warszawa tel.0696492170 . redakcja.poznajswiat@poznajswiat.com.pl Zycze sukcesu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia zdjęciami, wiadomo ;) ale muszę przyznać, że naprawdę bardzo fajnie się Was czyta, także jak najbardziej piszcie :)


    MonikaZ.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamieniłbym się z wami - nawet za cenę rozstroju żołądka :)

    OdpowiedzUsuń